Pandemia zamknęła sztukę, sprawiła, że teatr musiał przenieść się do sieci, by umożliwić kontakt ze sceną tym wszystkim, którzy zapełnialiby salę Teatru im. Stefana Jaracza w Olsztynie podczas spektakli. To sytuacja nietypowa dla widzów, ale i dla aktorów, przyzwyczajonych do bezpośredniego kontaktu z publicznością, jej żywymi reakcjami. Mniej widzów na sali, potem całkowity lockdown – obostrzenia związane z pandemią to trudny czas dla sztuki. Projekt „Przestrzenie Sztuki” dał możliwość rejestrowania spektakli kamerą, by udostępnić je w sieci.
Dla aktorów to duże wyzwanie. „Gorzej się gra do kamery, dużo gorzej, jak nie ma tego życia, które jest za tą rampą, na widowni. To jest zupełnie inna materia, ta magia – nie lubię tego słowa, magia tego teatru gdzieś tam idzie pod ziemię” - mówi Michał Felczak, aktor Teatru im. Stefana Jaracza w Olsztynie. „Najprostsza definicja teatru jest taka, że jest aktor i widz. Wystarczy jeden aktor i jeden widz, żeby zdarzył się teatr. Tyle że wyjątkowość teatru polega na tym, że jest to żywa relacja. Poprzez przeniesienie się z tego żywego medium teatralnego do sieci tudzież do telewizji – tracimy tę możliwość obcowania ze sobą, tej żywej reakcji i relacji. Tutaj też różni się trochę nasze wykonawstwo, to jak gramy, kiedy się pojawia ta kamera” - dodaje Wojciech Rydzio, również aktor olsztyńskiego teatru.
Irena Telesz-Burczyk – aktorka z ogromnym dorobkiem i doświadczeniem scenicznym – pamięta do dziś sytuację sprzed lat, kiedy widownia podczas spektaklu była pusta. „Grałam w Chełmży w dniu święta Rewolucji Październikowej i zagraliśmy pierwszy akt, a w drugim akcie w tym czasie już był bankiet i na widowni siadł tylko nasz kierowca. Więc to raz mi się zdarzyło do pustej widowni, ale mówię – to jest anegdota” - opowiada Irena Telesz-Burczyk. Spektakl „Rzeczy, których nie wyrzuciłem” rejestrowany był na scenie Teatru Jaracza w Olsztynie. Irena Telesz-Burczyk, Ewa Pałuska-Szozda i Grzegorz Gromek znakomicie poradzili sobie z tym wyzwaniem, choć praca nad realizacją zapisu spektaklu wymagała szczególnych umiejętności. Spektakl emitowany za pośrednictwem Internetu pobił rekordy popularności. „To też jest czynnik tego naszego wyobcowania w tej chwili ze świata, że ludzie siedzą sami w domu, że ludziom brakuje teatru, ludziom brakuje sztuki. Bo chleb można sobie upiec, można zjeść jakieś inne danie, nie zawsze najlepsze, ale coś można zjeść. Natomiast jeśli nie masz kontaktu bezpośredniego ze sztuką, to tego się niczym nie zastąpi i tego ludziom na szczęście brakuje” - mówi Irena Telesz-Burczyk.